Gertruda Gesach miała umrzeć za "działanie za pomocą czarów przeciwko Bogu i człowiekowi". Tyle zostało zapisane w aktach. Ani słowa więcej o tym, co konkretnie miała zrobić. Ani jednego dowodu. Tylko wyrok śmierci przez spalenie.
To nie była zwykła egzekucja. To był koniec historii, która mogła spotkać każdego.
Warmia XVII wieku to mozaika kultur, religii i lęków. Katolicka enklawa otoczona luterańskimi Prusami. Ziemia, gdzie dawne pogańskie wierzenia przodków wciąż szeptano po kątach, a każda tajemnicza śmierć bydła czy niewyjaśniona choroba dziecka budziła podejrzenia. W takim świecie wystarczyło być innym. Wystarczyło, żeby ktoś cię nie lubił. Wystarczyło jedno złe słowo.
Historia Gertrudy to opowieść o jednej kobiecie spalonej na stosie. To także klucz do zrozumienia, jak strach może zmienić zwykłych ludzi w katów i oskarżycieli. Jak cienka jest granica między codziennością, a tragedią. I dlaczego warto pamiętać tych, którzy nie mieli szansy się obronić.
Kim była Gertruda Gesach i dlaczego spłonęła na stosie?
Gertruda mieszkała w Biskupcu Reszelskim, jednym z ostatnich miast założonych na Warmii. Jej historia sięga 1612 roku. Według dostępnych dokumentów, została oskarżona o "działanie za pomocą czarów przeciwko Bogu i człowiekowi" i na tej podstawie skazana na śmierć przez spalenie.
Brzmi przerażająco. Co najdziwniejsze, akta nie zawierają żadnych konkretnych zarzutów. Nie wiemy, co tak naprawdę zrobiła, ani czy zostały przedstawione jakieś "dowody", które ją pogrążyły. Możemy tylko przypuszczać, że przyznała się do winy, najprawdopodobniej pod wpływem tortur.
Tuż przed egzekucją sporządziła testament, co w tamtych czasach było aktem łaski. W testamencie tuż przed jej egzekucją 2 grudnia 1612 roku, zapisano, że była żoną Matza Gesacha, zamożną kobietą bezdzietną. Przeznaczyła swój majątek na kościół w Biskupcu Reszelskim, zapisując mu pół domu, półtora łanu ziemi i 40 grzywien na zakup ornatu. Szpitalowi ofiarowała 10 grzywien z 50, które stanowiły jej dziedziczne fundusze.
Mąż Gertrudy "miał ofiarować świecącą się codziennie przez cały rok wieczną lampkę przed Najświętszym Sakramentem lub dać na to 20 grzywien". Czy robiła to z przekonania? Czy starała się kupić sobie spokój duszy, a może po prostu spełniała społeczne oczekiwania? Tego już się nie dowiemy.
Warmia na rozdrożu kultur i religii
Aby zrozumieć, dlaczego akurat tu oskarżono Gertrudę o czary, musimy spojrzeć szerzej. Warmia to miejsce graniczne, nie tylko geograficznie, ale też kulturowo: z jednej strony katolicka enklawa, z drugiej, sąsiednie luterańskie Prusy.
Co więcej, dawni Prusowie (pogański lud zamieszkujący te tereny przed chrystianizacją) mieli swoje wierzenia, czcili duchy, kamienie, drzewa. Zostały z nich tylko przesądy, ale te przetrwały pokolenia. Ludzie wierzyli, że choroby, śmierć czy pogoda mogą być efektem ingerencji sił nadprzyrodzonych. Ktoś, kto wydawał się "inny", mógł łatwo stać się podejrzanym.
Czy wierzono w czary naprawdę?
Załóżmy, że żyjesz w XVII wieku, a twoja krowa przestaje dawać mleko. W pobliskim domu mieszka kobieta, która nigdy nie wychodzi, trzyma się na uboczu i mówi rzeczy, których nie rozumiesz. Co robisz? Dziś prawdopodobnie zadzwoniłbyś do weterynarza. Wtedy? Idziesz do księdza albo sędziego. Tak zaczynała się większość spraw o czary, od zwykłych ludzkich niepokojów.
Archiwa, które przetrwały wieki
Na szczęście historia nie odchodzi całkowicie w zapomnienie. Dzięki pracy badaczy takich jak Anneliese Triller i ogromnemu dorobkowi Archiwum Archidiecezji Warmińskiej w Olsztynie, możemy dzisiaj przyjrzeć się losom takich osób jak Gertruda. Jej proces to jeden z nielicznych, który się zachował w dokumentach, i jedyny na Warmii z imieniem i nazwiskiem ofiary.
Triller przez lata dokumentowała przeszłość Warmii, zbierając informacje o ludowych wierzeniach, sądach i wyrokach. Wnioski są niepokojące: oparte na przypuszczeniach, strachu i często braku elementarnych dowodów. A mimo to kończyły się wyrokami śmierci.
Inne przypadki: nie tylko kobiety
Czy tylko kobiety były oskarżane o czary? Zdecydowanie nie. Mamy choćby zapis o księdzu Ignacym Bernhagenie z Sząbruka, który w 1616 roku stanął przed sądem, bo rozmawiał z czarownicą. Spotkała go tylko nagana i grzywna, być może dlatego, że miał poważanie w społeczności i był już w podeszłym wieku. Miał wówczas 80 lat.
Inna historia, szerzej znana, to historia Barbary Zdunk. Przez lata uważano ją za ostatnią czarownicę spaloną w Europie, ale prawda była bardziej złożona. Została skazana za podpalenie miasta Reszel w 1807 roku, w którym zginęły dwie osoby. Wyrok oparto na prawie karnym dotyczącym podpaleń, a nie magii.
Procesy czarownic w Polsce i Europie
Warmia nie była wyjątkiem. W Polsce kulminacja procesów czarownic przypadła na XVII i XVIII wiek, kiedy w zachodniej Europie ta fala już powoli się kończyła.
W procesie w Doruchowie w 1775 roku spalono aż 14 kobiet. W Salem w USA oskarżano osoby na podstawie "paraliżu" dziewcząt i pomówień sąsiadów. Często wystarczały pogłoski, osobista niechęć czy konflikt rodzinny. Mechanizmy były wszędzie podobne, społeczeństwo szukało winnych za swoje nieszczęścia.
Dlaczego tak się działo?
Wyobraź sobie świat bez wiedzy medycznej, bez internetu i telefonów. Kiedy twoje dziecko nagle umiera na zarazę, a plony przepadają przez suszę, szukasz sensu i winnych. Wtedy ktoś podpowiada: "To przez nią, pamiętasz, jak dziwnie się patrzyła?".
Strach napędza strach. I niestety, prowadzi do niesprawiedliwości.
Kościół, wróg czy obrońca?
Często słyszymy, że Kościół odpowiadał za polowania na czarownice. Ale prawda jest bardziej złożona. Na przykład inkwizycja zwykle interesowała się herezją, nie czarami. W rzeczywistości większość wyroków zapadała w sądach świeckich, a nie kościelnych.
A w 785 roku (!) Kościół karał śmiercią... tych, którzy oskarżali innych o czary. Z biegiem czasu sytuacja się zmieniła, zwłaszcza na pograniczu kultur i religii, jak na Warmii, gdzie napięcia mogły szybko eskalować.
Mechanizm strachu, który działa do dziś ?
Historia Gertrudy Gesach to opowieść sprzed setek lat. To także ostrzeżenie. Pokazuje, jak łatwo społeczeństwo może się zwrócić przeciwko jednostkom. Jak uproszczone myślenie, plotki i lęk prowadzą do tragedii.
A może najważniejsze przesłanie tkwi gdzie indziej: pamiętajmy o tych, którzy nie mieli głosu. Dzięki dokumentom i pracy historyków możemy dziś przywołać ich pamięć i wyciągnąć lekcje z przeszłości.
Procesy czarownic na Warmii, takie jak sprawa Gertrudy Gesach, pokazują ciemne oblicze historii, ale też zachęcają do refleksji nad ludzką naturą. Dobrze, że dziś mamy większy dostęp do wiedzy i narzędzi, by szukać prawdy, a nie osądzać pochopnie.
Miejmy nadzieję, że takie historie będą dla nas przestrogą. Nie tylko o czarach i średniowiecznych procesach, ale o sile słowa, strachu i odpowiedzialności za to, jak traktujemy siebie nawzajem.
🔥 Quiz: Procesy czarownic na Warmii
Sprawdź swoją wiedzę na temat historii Gertrudy Gesach i procesów o czary na Warmii.

 
 
 
 
 
0 Komentarze