Operacja Hannibal 1945 - największa ewakuacja przez Bałtyk w historii



Geopolityczny Zmierzch i Skala Morskiego Exodusu

Zimą 1945 roku Morze Bałtyckie, dotychczas postrzegane przez niemiecką propagandę jako Mare Nostrum Trzeciej Rzeszy, stało się areną dramatu humanitarnego i militarnego o niespotykanej w dziejach skali. W obliczu miażdżącej ofensywy Armii Czerwonej, która w styczniu 1945 roku rozerwała front wschodni w ramach operacji wiślańsko-odrzańskiej oraz wschodniopruskiej, miliony cywilów i żołnierzy Wehrmachtu zostały zepchnięte do wąskich enklaw na wybrzeżu. Odpowiedzią niemieckiego dowództwa była Operacja Hannibal – przedsięwzięcie logistyczne, które pod względem liczby ewakuowanych wielokrotnie przyćmiło słynną brytyjską ewakuację z Dunkierki (Operacja Dynamo), a jednocześnie stało się tłem dla największych katastrof morskich w historii ludzkości.

Dla historyka wojskowości, Operacja Hannibal stanowi fascynujący paradoks. Z jednej strony była to operacja ratunkowa (Rettungsaktion) o bezprecedensowej skuteczności, która pozwoliła na przetransportowanie drogą morską od 2 do 2,5 miliona ludzi w warunkach totalnej dominacji przeciwnika na lądzie i w powietrzu. Z drugiej strony, była to cyniczna gra na zwłokę, prowadzona przez nazistowską wierchuszkę, która wykorzystywała cierpienie ludności cywilnej jako motywację do fanatycznej obrony "twierdz" (Festungen) takich jak Królewiec, Gdańsk czy Kołobrzeg, mających jedynie opóźnić nieuchronny upadek Berlina.

Skala Ewakuacji

2 400 000 Łączna liczba uratowanych osób
Kogo ratowano?
Cywile (80%)
Wojsko (20%)
👨‍👩‍👧‍👦 Rodziny, dzieci, uchodźcy (~2 mln) 🪖 Żołnierze i ranni (~400 tys.)
Kontekst Historyczny

Operacja Hannibal była 3-krotnie większa niż słynna ewakuacja Dunkierki.

Hannibal (1945)
Dunkierka (1940)

Kontekst strategiczny i geneza decyzji

Sytuacja militarna Niemiec na początku 1945 roku była katastrofalna. Ofensywa radziecka, rozpoczęta 13 stycznia przez 3. Front Białoruski generała Iwana Czerniachowskiego i 2. Front Białoruski marszałka Konstantego Rokossowskiego, doprowadziła do błyskawicznego odcięcia Prus Wschodnich od reszty Rzeszy. W "kotle" znalazła się nie tylko Grupa Armii Środek, ale przede wszystkim miliony niemieckich cywilów, którzy uciekali przed wieściami o okrucieństwach Armii Czerwonej (m.in. po masakrze w Nemmersdorf).

Rozkaz Dönitza: 23 Stycznia 1945

Wielki Admirał Karl Dönitz, dowódca Kriegsmarine, a wkrótce następca Hitlera, podjął decyzję o uruchomieniu ewakuacji morskiej 23 stycznia 1945 roku. W depeszy do dowództwa w Gdyni (Gotenhafen) nakazał, aby "wszystkie dostępne statki zostały użyte do ratowania Niemców przed Sowietami". Decyzja ta miała jednak drugie dno. Dönitz, będąc lojalnym wykonawcą woli Hitlera, rozumiał operację Hannibal dwojako: jako humanitarną konieczność ratowania "substancji biologicznej narodu", ale również jako operację logistyczną mającą na celu wzmocnienie obrony. Statki płynące na wschód wiozły amunicję i paliwo dla walczących dywizji, a w drodze powrotnej zabierały rannych i uchodźców.

Dönitz w swoich powojennych wspomnieniach ("Dziesięć lat i dwadzieścia dni") starał się wybielić swoją rolę, twierdząc, że jego wyłącznym celem było ratowanie życia ludzkiego. Pisał: "Moim celem było ewakuowanie jak największej liczby ludzi z dala od Sowietów". Jednakże analiza dokumentów sztabowych SKL (Seekriegsleitung) wskazuje, że priorytetem wojskowym było utrzymanie zdolności bojowej jednostek w Kurlandii i Prusach Wschodnich tak długo, jak to możliwe. Ewakuacja cywilów była, w brutalnym języku strategii, "ładunkiem powrotnym" dla jednostek zaopatrzeniowych.

Nazwa Kodowa: Cień Kartaginy

Wybór kryptonimu "Hannibal" dla operacji ewakuacyjnej niefortunnie, lecz trafnie rezonował z historią. Hannibal Barkas, kartagiński wódz, mimo genialnych manewrów taktycznych, ostatecznie przegrał wojnę z Rzymem z powodu wyczerpania zasobów i braku wsparcia politycznego z macierzy. Podobnie Kriegsmarine w 1945 roku, mimo heroicznych wysiłków załóg i sprawnej organizacji, nie była w stanie odwrócić losów wojny, a jedynie zarządzać klęską w skali makro.

Architekci chaosu - portrety psychologiczne

Zrozumienie przebiegu operacji wymaga analizy postaw kluczowych decydentów, których działania oscylowały między profesjonalizmem a zbrodniczym fanatyzmem.

Karl Dönitz: technokrata Wierny do Końca

Dönitz jawi się w źródłach jako postać niejednoznaczna. Z jednej strony był sprawnym organizatorem, który potrafił utrzymać dyscyplinę w marynarce w obliczu rozkładu państwa. Jego apele radiowe wzywające do "porządku i dyscypliny" oraz obietnice, że "nie opuści narodu w potrzebie", miały na celu zapobieżenie panice. Z drugiej strony, jego ideologiczne zaangażowanie w nazizm było głębokie. W przemówieniu po śmierci Hitlera (1 maja 1945) nazwał go "bohaterem", który całe życie poświęcił walce z bolszewizmem. Dönitz instrumentalnie traktował zasoby ludzkie; ewakuacja rekrutów do U-Bootów miała dla niego priorytet nad cywilami, co widać w składzie pasażerskim Wilhelma Gustloffa.

Konrad Engelhardt: cichy logistyk

Kluczową, choć mniej znaną postacią, był kontradmirał Konrad Engelhardt, szef transportu morskiego (Seetransportchef). To na jego barki spadł ciężar operacyjny Hannibala. Engelhardt, oficer o korzeniach w marynarce handlowej, rozumiał specyfikę żeglugi cywilnej lepiej niż typowi dowódcy wojskowi. Wykazał się niezwykłą energią i autonomią, często wchodząc w konflikty z SS i administracją lądową.

Engelhardt musiał zarządzać flotą widmo, zbieraniną przestarzałych liniowców, frachtowców i barek, w warunkach chronicznego braku paliwa i węgla. Jego pamiętniki i powojenne zeznania ujawniają frustrację spowodowaną biurokracją oraz świadomość ogromu tragedii. To on forsował wykorzystanie statków takich jak Deutschland (70 000 uratowanych w 7 rejsach) czy Eberhard Essberger (67 000 uratowanych), wyciskając z ich maszynowni ostatnie rezerwy mocy. Jego rola jest często pomijana, a to właśnie jego pragmatyzm (np. ignorowanie procedur manifestowych na rzecz szybkiego załadunku) uratował setki tysięcy istnień.

Erich Koch: zbrodnia zaniechania

Antytezą Engelhardta był Gauleiter Prus Wschodnich, Erich Koch. To jego fanatyzm i tchórzostwo przyczyniły się do hekatomby ludności cywilnej. Koch surowo zabronił wcześniejszej ewakuacji, uznając ją za "defetyzm" pod groźbą śmierci. Kiedy Armia Czerwona przerwała front, było już za późno na zorganizowany odwrót. Drogi zostały zablokowane przez wojsko i uciekinierów, a Koch sam uciekł lodołamaczem z Piławy, pozostawiając powierzony mu lud na pastwę losu. Decyzje Kocha sprawiły, że porty w Gdyni i Gdańsku zostały w krótkim czasie zalane masą ludzką, której infrastruktura nie była w stanie obsłużyć, co bezpośrednio przełożyło się na chaos podczas załadunku Gustloffa i Goi.

Warunki operacyjne - zima Stulecia i geografia strachu

Operacja Hannibal przebiegała w ekstremalnych warunkach pogodowych. Zima 1945 roku była jedną z najmroźniejszych w XX wieku, z temperaturami spadającymi poniżej -20°C. Zatoka Gdańska i Zalew Wiślany zamarzły, co stworzyło zarówno szansę, jak i śmiertelne zagrożenie.

Geografia ucieczki: Gdynia, Gdańsk, Hel

Głównymi portami ewakuacyjnymi były Gdynia (Gotenhafen), Gdańsk (Danzig) oraz Piława (Pillau). W miarę postępów Armii Czerwonej, punkt ciężkości przesuwał się na Półwysep Helski (Hela), który stał się ostatnim bastionem i punktem zbornym.

Dramatyzm sytuacji potęgował fakt, że uciekinierzy musieli często pokonywać zamarznięty Zalew Wiślany. Lód był bombardowany i ostrzeliwany przez radzieckie lotnictwo, a pękające kry pochłaniały całe konwoje wozów konnych. Ci, którzy dotarli do portów, koczowali na nabrzeżach, w nieogrzewanych magazynach lub na otwartym powietrzu, czekając na jakikolwiek statek.

Tragedia MS Wilhelm Gustloff - analiza katastrofy

Zatopienie statku pasażerskiego Wilhelm Gustloff 30 stycznia 1945 roku pozostaje największą katastrofą morską w historii pod względem liczby ofiar. Na pokładzie jednostki, zaprojektowanej dla niespełna 2000 osób, stłoczono według najnowszych badań Heinza Schöna ponad 10 000 ludzi (oficjalne listy pasażerów kończyły się na ok. 6000, ale setki osób wpuszczono w ostatniej chwili bez rejestracji).

Konflikt na mostku: Petersen kontra Zahn

Losy Gustloffa zostały przesądzone nie tylko przez torpedę, ale przez fatalny splot decyzji dowódczych. Na mostku statku doszło do paraliżującego konfliktu kompetencyjnego między cywilnym kapitanem Friedrichem Petersenem a dowódcą wojskowym, komandorem porucznikiem Wilhelmem Zahnem (dowódcą dywizjonu szkolnego U-Bootów).

Zahn, doświadczony podwodniak, postulował, by statek płynął z maksymalną prędkością, zygzakując na głębszych wodach, co utrudniłoby celowanie radzieckim okrętom podwodnym. Petersen, obawiając się przeciążenia silników po latach postoju oraz min na głębokiej wodzie, zdecydował się na kurs prosty (bez zygzakowania) bliżej brzegu, z prędkością zaledwie 12 węzłów.

Gwoździem do trumny była reakcja na (prawdopodobnie błędny) meldunek radiowy o zbliżającym się niemieckim zespole trałowców. Petersen, chcąc uniknąć kolizji w ciemnościach, nakazał włączenie świateł pozycyjnych (czerwonego i zielonego). Uczyniło to z Gustloffa doskonale widoczny cel w mroku zimowej nocy.

Atak S-13 i agonia

Radziecki okręt podwodny S-13, dowodzony przez kapitana Aleksandra Marineskę, dostrzegł oświetlony statek. Marinesko manewrował przez dwie godziny, by zająć pozycję od strony brzegu, najmniej spodziewanej przez Niemców. Wystrzelił cztery torpedy (jedna, z napisem "Za Stalina", zacięła się w wyrzutni). Trzy pozostałe trafiły celnie:

  • W dziób (kwatery załogi).
  • W środek (pusty basen pływacki, gdzie zakwaterowano służby pomocnicze kobiet z Kriegsmarine, Marinehelferinnen).
  • W maszynownię (co odcięło zasilanie i światło).

Relacje ocalałych są wstrząsające. Wybuchła panika. Systemy grodzi wodoszczelnych zamknęły się automatycznie, więżąc część załogi w dolnych pokładach. Na oblodzonych pokładach ludzieadeptywali się nawzajem. Łodzie ratunkowe były przymarznięte do żurawików. Statek zatonął w ciągu niespełna godziny. Zginęło około 9 400 - 9 600 osób, w tym tysiące dzieci. Uratowano zaledwie około 1 200. Świadek, dr Hans Rittner, wspominał małą dziewczynkę pytającą w kółko "Gdzie jest moja mama?", podczas gdy wokół wiał jedynie lodowaty wiatr.

Myśliwy - Aleksandr Marinesko i mit bohatera

Sprawca tragedii Gustloffa i Steubena, kapitan Aleksandr Marinesko, to postać tragiczna i skomplikowana. Syn rumuńskiego marynarza i Ukrainki, był utalentowanym, ale niezdyscyplinowanym oficerem. W styczniu 1945 roku nad jego głową wisiała groźba sądu wojennego za samowolne oddalenie się z jednostki w fińskim Turku i problemy alkoholowe.

Jego agresywność podczas patrolu w styczniu i lutym 1945 roku była formą desperackiej walki o rehabilitację. Zatopił dwa wielkie liniowce (Gustloff i Steuben) o łącznym tonażu ponad 40 000 BRT, co uczyniło go najskuteczniejszym radzieckim podwodniakiem. Jednak dowództwo sowieckie, znając jego problemy z dyscypliną, uznało go za "nieodpowiedniego na bohatera". Zamiast tytułu Bohatera Związku Radzieckiego otrzymał order niższego rzędu, a po wojnie został zdegradowany i zesłany do łagru na Syberii pod zarzutem kradzieży mienia socjalistycznego. Zrehabilitowano go dopiero w 1990 roku, pośmiertnie nadając tytuł Bohatera ZSRR przez Michaiła Gorbaczowa.

Zapomniane hekatomby - Steuben i Goya

Choć Gustloff stał się symbolem, losy SS General von Steuben i MS Goya były równie tragiczne, a w przypadku tego drugiego, nawet bardziej przerażające w swej gwałtowności.

SS General von Steuben: pomyłka sonaru

10 lutego 1945 roku, zaledwie 11 dni po ataku na Gustloffa, ten sam okręt S-13 wykrył kolejny duży cel. Marinesko, polegając na sonarze, zidentyfikował go błędnie jako krążownik lekki typu Emden. W rzeczywistości był to liniowiec pasażerski Steuben, przewożący rannych żołnierzy i uchodźców. Dwie torpedy posłały statek na dno w ciągu 20 minut. Zginęło od 3 000 do 4 500 osób. Szybkość tonięcia i gwałtowny przechył uniemożliwiły spuszczenie większości szalup.

Wrak Steubena został odnaleziony dopiero w 2004 roku przez polską marynarkę wojenną i ekspedycję National Geographic. Opisy nurków mówią o dnie "pokrytym ludzkimi szczątkami", co czyni ten wrak jednym z największych podwodnych cmentarzy Bałtyku.

MS Goya: śmierć w cztery minuty

Najbardziej drastyczny przebieg miało zatonięcie frachtowca MS Goya 16 kwietnia 1945 roku. Statek ten, w przeciwieństwie do luksusowych liniowców, był surowym transportowcem. Na jego pokładzie, oprócz tysięcy uchodźców, znajdowali się żołnierze 25. Pułku Pancernego (co czyniło go bezspornym celem wojskowym).

Radziecki podwodny stawiacz min L-3, dowodzony przez Władimira Konowałowa, trafił Goyę dwiema torpedami tuż przed północą. Konstrukcja frachtowca nie wytrzymała, statek przełamał się i zatonął w niespełna cztery minuty. Zginęło około 6 000 - 7 000 osób. Uratowano zaledwie około 180 (niektóre źródła podają 183). Większość ofiar zginęła we śnie lub została wciągnięta w wir tonącego w szybkim tempie wraku. Była to druga co do wielkości katastrofa morska tej operacji, a jej gwałtowność nie dawała praktycznie żadnych szans na ratunek.

StatekData zatonięciaSprawca (Okręt podwodny)Szacowana liczba ofiarCzas tonięcia
MS Wilhelm Gustloff30.01.1945S-13 (A. Marinesko)~9 600~60 minut
SS General von Steuben10.02.1945S-13 (A. Marinesko)~4 500~20 minut
MS Goya16.04.1945L-3 (W. Konowałow)~6 000 - 7 000~4 minuty

Aspekty prawne - zbrodnia czy wojenna konieczność?

W dyskursie publicznym, szczególnie niemieckim, zatopienie Gustloffa bywa określane mianem zbrodni wojennej. Analiza w świetle prawa międzynarodowego (Konwencje Haskie, Konwencje Genewskie) nie potwierdza jednak tej tezy.

Wilhelm Gustloff nie spełniał wymogów ochrony przewidzianej dla statków szpitalnych (Art. 22 II Konwencji Genewskiej):

  • Uzbrojenie: posiadał działa przeciwlotnicze.
  • Malowanie: był pomalowany w barwy maskujące (szare), a nie na biało z czerwonym krzyżem.
  • Pasażerowie: przewoził personel wojskowy (ok. 1000 oficerów i marynarzy U-Bootwaffe) oraz pomocnicze formacje wojskowe kobiet (Marinehelferinnen), które formalnie były częścią sił zbrojnych.
  • Eskorta: płynął w konwoju z torpedowcem Löwe.

W świetle ówczesnego prawa morskiego, Gustloff, Steuben i Goya były uzbrojonymi transportowcami wojskowymi, a obecność cywilów na pokładzie, choć tragiczna, nie nadawała im immunitetu. Sowieccy dowódcy mieli prawo, a wręcz obowiązek, atakować te jednostki, które przewoziły rezerwy dla frontu lub ewakuowały wyszkolony personel (szczególnie cennych podwodniaków z Gustloffa).

Półwysep helski i "barki śmierci" ze Stutthofu

Gdy Gdańsk i Gdynia upadły pod koniec marca 1945 roku, Półwysep Helski stał się ostatnim skrawkiem niemieckiego oporu na wybrzeżu. Geografia Helu, wąski pas lądu, silnie ufortyfikowany i trudny do zdobycia od strony lądu, pozwoliła Niemcom utrzymać go aż do kapitulacji Rzeszy. Garnizon Helu poddał się dopiero 10-14 maja, już po oficjalnym zakończeniu wojny w Europie.

Ewakuacja obozu Stutthof

Mrocznym rewersem operacji Hannibal jest ewakuacja więźniów obozu koncentracyjnego KL Stutthof. W kwietniu i maju 1945 roku, równolegle z ewakuacją żołnierzy i cywilów niemieckich, SS zorganizowało ewakuację morską więźniów. Załadowano ich na barki rzeczne, nieprzystosowane do żeglugi morskiej, często w otwartych ładowniach, bez żywności i wody.

Te "barki śmierci" dryfowały tygodniami wzdłuż wybrzeża. Niektóre dopłynęły do Neustadt w Zatoce Lubeckiej, gdzie 3 maja doszło do kolejnej tragedii, alianckie lotnictwo (RAF), biorąc statki Cap Arcona i Thielbek (na których również stłoczono więźniów) za transportowce wojskowe, dokonało ataku. Zginęło około 7 000 więźniów. Z kolei na plażach koło Neustadt SS-mani mordowali tych, którzy przeżyli rejs barkami. Zestawienie heroizmu marynarzy ratujących niemieckich cywilów z bestialstwem SS wobec więźniów na tych samych wodach stanowi najbardziej wstrząsający dowód moralnego upadku III Rzeszy.

Zobacz również

Mroczny rewers operacji Hannibal

studium zagłady i ewakuacji KL Stutthof (styczeń-maj 1945)

Czytaj dalej

Perspektywa cywilna - głód, strach i lód

Doświadczenie cywilów podczas Operacji Hannibal zostało utrwalone w licznych dziennikach i wspomnieniach. Dominuje w nich obraz wszechogarniającego zimna i strachu. Heinz Schön, ocalały z Gustloffa (wówczas 19-letni asystent pursera), opisał sceny paniki w porcie w Gdyni, gdzie tłum tratował słabszych, by dostać się na trap.

Wspomnienia kobiet są szczególnie traumatyczne. Matki z niemowlętami były narażone na zamarznięcie. Na statkach panował nieludzki ścisk. Korytarze Gustloffa były wypełnione ludźmi leżącymi pokotem. W powietrzu unosił się zapach wymiocin, brudu i strachu. Gdy statek tonął, wielu pasażerów było zbyt wycieńczonych chorobą morską i apatią, by w ogóle próbować się ratować. Z drugiej strony, relacje odnotowują akty niezwykłej solidarności, dzielenie się resztkami jedzenia czy ratowanie obcych dzieci, jak w przypadku Floriana Becka (postać z literatury faktu/beletrystyki opartej na faktach), który ratował tonących.42

Historiografia i pamięć - między ofiarą a aprawcą

Pamięć o Operacji Hannibal ewoluowała przez dekady. W Niemczech Zachodnich temat ten był początkowo obecny głównie w środowiskach wypędzonych (Vertriebene), będąc elementem narracji o niemieckiej ofierze (Opferthese). Przez lata główny nurt historiografii unikał tego tematu, by nie relatywizować niemieckich zbrodni. Przełomem stała się publikacja noweli Güntera Grassa Idąc rakiem (2002), która wprowadziła temat zatonięcia Gustloffa do szerokiej debaty publicznej, legitymizując żałobę po ofiarach bez negowania winy za Holokaust.

Z kolei w Polsce, przez okres PRL, temat ten był marginalizowany lub przedstawiany wyłącznie przez pryzmat sukcesu oręża radzieckiego. Wraki leżące na dnie polskiej strefy ekonomicznej były traktowane jako "obce". Dopiero w ostatnich latach, dzięki pracom badawczym (m.in. odkrycie wraków Steubena i Goi), historia ta staje się częścią regionalnej tożsamości Pomorza, jako wspólna tragedia mieszkańców tych ziem, niezależnie od narodowości. Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku w swojej narracji stara się łączyć te perspektywy, pokazując dramat ludności cywilnej jako uniwersalną konsekwencję totalitaryzmu.

Wnioski

Operacja Hannibal była największą ewakuacją morską w dziejach, przewyższającą skalą wszystkie inne podobne operacje. Przetransportowanie ponad dwóch milionów ludzi w warunkach zimowych, pod ciągłym ostrzałem, świadczy o niezwykłych zdolnościach organizacyjnych Kriegsmarine i floty handlowej, kierowanej przez kontradmirała Engelhardta.

Jednak cena tego sukcesu była przerażająca. Śmierć dziesiątek tysięcy ludzi na Gustloffie, Steubenie, Goi i innych mniejszych jednostkach, a także los więźniów Stutthofu, kładą się cieniem na tym osiągnięciu. Operacja ta nie była triumfem humanitaryzmu, lecz desperackim aktem zarządzania katastrofą, wywołaną przez zbrodniczą politykę Rzeszy, która najpierw rozpętała wojnę, a potem, poprzez zakaz ewakuacji wydany przez gauleiterów takich jak Koch, uwięziła własnych obywateli w pułapce bez wyjścia. Hannibal pozostaje więc memento, przestrogą przed sytuacją, w której ideologia bierze górę nad racjonalnością i człowieczeństwem, a cywile stają się jedynie statystyką w bilansie wojny totalnej.

Pobierz artykuł Operacja Hannibal 1945 - największa ewakuacja przez Bałtyk w historii w formie PDF

Prześlij komentarz

0 Komentarze