Letni dzień 1944 roku. Europa płonie w ogniu wojny, a w sekretnej kwaterze głównej w Prusach Wschodnich rozlega się potężny wybuch. Dymy, krzyki, chaos. Adolf Hitler cudem wychodzi z gruzów żywy.
To był moment, gdy historia świata mogła potoczyć się zupełnie inaczej.
Claus Schenk von Stauffenberg, arystokrata w mundurze Wehrmachtu, weteran wojen w Afryce i na froncie wschodnim, tego dnia postawił wszystko na jedną kartę. Wniósł do Wilczego Szańca teczkę z dwukilogramowym ładunkiem plastikowym. Plan był prosty: zabić Hitlera, przejąć władzę, zakończyć wojnę.
Ale historia, jak zawsze, okazała się bardziej skomplikowana.
81 lat później ten failed coup d'état nadal fascynuje i inspiruje. Dlaczego? Bo Stauffenberg i jego współpracownicy, generałowie, dyplomaci, cywile, udowodnili, że nawet w najciemniejszej godzinie znajdują się ludzie gotowi zaryzykować wszystko dla wyższych ideałów.
W tym roku, 20 lipca o 10:00, Berlin po raz kolejny zatrzymał się w hołdzie. Na Steinplatz w Charlottenburgu, przy pomniku z 1953 roku, zbiorą się ci, którzy pamiętają: bez takich jak Stauffenberg historia może się powtórzyć.
To nie tylko lekcja przeszłości. To ostrzeżenie na dziś.
Kim był Claus von Stauffenberg?
To pytanie zadaje sobie wiele osób i słusznie. Claus Schenk von Stauffenberg nie był zwykłym żołnierzem. Był arystokratą, wiernym katolikiem i oficerem w armii III Rzeszy. Co ciekawe, chociaż początkowo wspierał Hitlera, z czasem, obserwując zbrodnie nazizmu, zrozumiał, że jego obowiązkiem jako Niemca i człowieka jest przeciwstawić się złu.
Po ciężkich ranach odniesionych w Afryce, stracił rękę, dwa palce i jedno oko. Wrócił do kraju, głęboko przekonany, że musi działać. I właśnie wtedy, wspólnie z grupą wojskowych, intelektualistów i urzędników, rozpoczął pracę nad planem obalenia Hitlera. Plan nosił nazwę Operacja Walküre (czyli "Walkiria") i początkowo zakładał przejęcie władzy w razie zamachu stanu. Stauffenberg i jego współpracownicy postanowili go wykorzystać... by zabić samego Führera i przejąć kontrolę nad Niemcami.
20 lipca 1944 - chwila prawdy
To było lato pełne napięcia. Wojna wchodziła w kluczowy etap. Alianckie wojska lądowały w Normandii, Rosjanie zbliżali się do granic Rzeszy, a Hitler wciąż trzymał Niemcy żelazną ręką. Wtedy w tajnej kwaterze Wilczy Szaniec w Prusach Wschodnich Stauffenberg zdetonował bombę podłożoną w aktówce. Hitler przeżył cudem. Aktówka została przestawiona za ciężki dębowy stół, który zamortyzował eksplozję.
W ciągu kilku godzin wszystko runęło. Zamiast przejąć władzę, zamachowcy zostali aresztowani. Stauffenberga rozstrzelano tego samego dnia w nocy. W kolejnych tygodniach naziści przeprowadzili brutalne represje. Aresztowano około 7000 osób, a około 5000 z nich zostało straconych, w tym wielu wysokiej rangi oficerów. Wśród nich był brat Clausa, Berthold von Stauffenberg.
Czy bohaterowie przegranych spraw mają dziś jeszcze sens?
Zastanawiasz się może, skoro zamach się nie udał, po co o tym w ogóle mówić? To właśnie ta nieudana próba pokazuje, że nawet w najciemniejszych czasach są ludzie, którzy mają odwagę powiedzieć „nie”. Ludzie, którzy ryzykują wszystko, by zatrzymać zło.
Podczas każdej rocznicy zamachu wielu Niemców chylą czoła nie tylko przed Stauffenbergiem, ale przed wszystkimi, którzy mówili „nie” Hitlerowi i jego ideologii. Bez względu na to, czy byli katolikami, protestantami, socjalistami, arystokratami, czy zwykłymi robotnikami. Cała ta mozaika oporu jest częścią dziedzictwa narodowego Niemiec i, szerzej, Europy.
Gedenkstein na Steinplatz – świadek pamięci
Mogłoby się wydawać, że takie wydarzenia historyczne szybko odchodzą w zapomnienie. Ale nie w Berlinie. Od 1953 roku na Steinplatz znajduje się Gedenkstein für die Opfer des Nationalsozialismus. To niepozorny kamień z inskrypcją, obok którego rokrocznie organizowane są uroczystości upamiętniające zamach i ofiary nazizmu.
W tym roku obchody w dzielnicy Charlottenburg-Wilmersdorf koordynował Christoph Brzezinski, pełniący funkcję becircumstancesctmsd Bezirksstadtrat (radnego dzielnicowego). Jego zaangażowanie jest wyrazem tego, jak ważne dla dzisiejszych Niemiec jest nie tylko uczenie się na błędach przeszłości, ale i aktywne ich przypominanie. Jak sam mówi: „Gedenken an den 20. Juli 1944 erinnert uns daran, wie wichtig es ist, auch heute für Demokratie, Freiheit und Menschenwürde einzustehen.”
Demokracja to nie banał
Pomyśl na chwilę… czy w dzisiejszym zabieganym świecie ciągle dostrzegamy znaczenie słów takich jak wolność, prawa człowieka czy odpowiedzialność obywatelska? Właśnie dlatego warto wracać do takich dni jak 20 lipca, by przypomnieć sobie, że demokracja nie jest nam dana raz na zawsze. Trzeba ją pielęgnować, bronić i szanować, także przez pamięć o tych, którzy oddali za nią życie.
Jak możemy dzisiaj uczcić to dziedzictwo?
Nie musisz stawać się historykiem, by upamiętniać takie wydarzenia. Możesz:
- Odwiedzić Gedenkstein na Steinplatz i chwilę się zatrzymać
- Uczestniczyć w uroczystościach 20 lipca
- Przeczytać więcej o losach niemieckiego ruchu oporu
- Rozmawiać z bliskimi o historii i jej znaczeniu dziś
To małe gesty, ale składają się na zbiorową pamięć, która chroni nas przed powtórką z historii.
Zamach z 20 lipca 1944 roku nie obalił Hitlera. Ale na zawsze zmienił sposób, w jaki patrzymy na niemiecką historię XX wieku. To nie tylko opowieść o przegranym buncie, ale także o odwadze, moralności i odpowiedzialności. Gdy 20 lipca 2025 zabrzmią słowa pamięci na berlińskim Steinplatz, pamiętajmy, że dziedzictwo Stauffenberga i jego towarzyszy żyje w codziennych wyborach
Bo czyż nie jest tak, że historia uczy nas najwięcej… wtedy, gdy zmusza do refleksji?
0 Komentarze