Król Warmii i Saturna Joanny Wilengowskiej - opowieść o tożsamości i pamięci


Czy zdarzyło Ci się kiedyś odwiedzić miejsce, które niby znasz od lat, ale nagle patrzysz na nie inaczej jakby pod powierzchnią codzienności ukrywały się setki zapomnianych historii? Tak działa książka "Król Warmii i Saturna" autorstwa Joanny Wilengowskiej. To nie tylko osobista opowieść, ale i podróż w przeszłość Warmii krainy, która niby istnieje, ale wciąż wymyka się jednoznacznym definicjom.

Warmia kraina zapomniana, ale wciąż obecna

Nie trzeba być historykiem, żeby poczuć, że Warmia to coś więcej niż punkt na mapie. To nie tyle region, ile sposób myślenia, mówienia i odczuwania świata. Wilengowska oddaje jego ducha przez wspomnienia, smaki, zapachy i słowa, które powoli odchodzą w zapomnienie.

Książka stawia pytania, które dotykają każdego z nas. Kim jesteśmy, kiedy nasi bliscy odchodzą? Czy da się zatrzymać czas, choćby tylko na kartce papieru? I co znaczy być Warmiakiem w XXI wieku, gdy większość ludzi nawet nie wie, gdzie ta Warmia się właściwie zaczyna, a gdzie kończy?

Ojciec, córka i blok z wielkiej płyty

Brzmi zwyczajnie? Ale zwyczajność bywa złudna. W centrum opowieści znajduje się relacja autorki z jej ojcem tytułowym królem Warmii. Nie dosłownie, oczywiście. Nie nosi korony, ale za to ma swoje rytuały i przyzwyczajenia, które nadają rytm codziennemu życiu. Na przykład używa „klepaczki” telefonu, przez który się „klepsi”. Albo nosi zawsze wyprasowane „sznoptuchy”, czyli chusteczki do nosa.

To właśnie w tej codzienności, czasem zabawnej, czasem gorzkiej, kryją się uniwersalne emocje. Opieka nad starzejącym się ojcem, wspólne parzenie kawy, wymienianie wspomnień wszystko to staje się formą oporu wobec upływu czasu. Jak mówi recenzentka książki, Anna Kiełczewska, „małe rytuały” są tu formą walki z przemijaniem.

Gwara warmińska język jak zaklęcie

Czy wiesz, że według ostatniego spisu powszechnego jedynie 148 osób zadeklarowało narodowość warmińską? A mimo to język tej krainy wciąż żyje przynajmniej w książce Wilengowskiej.

Autorka umiejętnie wplata gwarę warmińską w narrację. Pojawiają się słowa jak:

  • sznoptuch - czyli chusteczka do nosa, koniecznie wyprasowana
  • klepaczka - telefon komórkowy
  • gburstwo - niegrzeczne zachowanie lub po prostu chamstwo
  • zomiony - obcy, ktoś innego koloru, inaczej mówiący

Brzmi to wszystko trochę jak bajka, trochę jak zaklęcie. A jednak to realny język, który kiedyś rozbrzmiewał na warmińskich polach i wsiowych sklepach. Wilengowska i jej ojciec są jego ostatnimi strażnikami.

Co ciekawe, gwara ta różni się od sąsiedzkiego mazurzenia zamiast niego pojawia się tzw. “jabłonkowanie”, czyli wymawianie „ę” jako „eń”. Brzmi cudacznie? A może bardziej jak powrót do dzieciństwa, kiedy wszystko miało sens właśnie dlatego, że brzmiało inaczej?

Prusy Wschodnie - Atlantyda Północy

Jednym z najciekawszych wątków w "Królu Warmii i Saturna" jest tło historyczne. Wilengowska przypomina, że Warmia to fragment dawnych Prus Wschodnich terytorium, które po wojnie przeszło brutalną wymianę ludności. W liczbach wygląda to tak:

  • W 1939 roku region zamieszkiwało ok. 1,5 miliona ludzi
  • W 1950 roku zostało ich już tylko ok. 170 tysięcy

Zmiany były szybkie i drastyczne. Dziś po wielu wsiach i zwyczajach nie zostało niemal nic. A jednak książka Wilengowskiej przywraca im życie jakby mówiła: „nawet jeśli ich już nie ma, pamięć wciąż żyje”.

Saturn i pamięć, która nie chce milczeć

Na okładce książki widnieje symboliczny obraz: Saturn pożerający własne dzieci. Mocna metafora, prawda? Ale jak najbardziej celna. Dla Wilengowskiej Saturn to nie tylko mitologiczny bóg czasu i zniszczenia. To:

  • Zapomnienie - kiedy przestajemy mówić w języku dziadków
  • Uniformizacja - kiedy każda wieś wygląda jak sąsiednie osiedle deweloperskie
  • Globalizacja kultury - kiedy lokalność przegrywa z TikTokiem i Netflixem

A jednak i to chyba najważniejszy wniosek z książki każdy zapisany fragment, każda rozmowa z ojcem spisana w zeszycie, to akt oporu. Przeciwko czasowi, przeciwko zatraceniu, przeciwko obojętności.

Dlaczego warto sięgnąć po "Króla Warmii i Saturna"?

Jeśli wciąż się wahasz, oto kilka powodów:

  • Niepowtarzalny język - połączenie literackiej polszczyzny, gwary warmińskiej i niemieckich wtrąceń sprawia, że czyta się tę książkę jak pieśń czasem powolną, czasem radosną, ale zawsze szczerą.
  • Emocje, które znamy - jeśli kiedykolwiek zdarzyło Ci się przeglądać stare zdjęcia rodzinne i zastanawiać, kim byli ci ludzie… ta książka jest dla Ciebie.
  • Historia bez podręczników - Wilengowska opowiada o trudnej przeszłości Warmii nie jak nauczyciel, ale jak córka, która odkrywa przeszłość oczami ojca.

Czy ta książka trafi do Twojego serca?

Zadaj sobie trzy krótkie pytania:

  • Czy kiedykolwiek słuchałeś opowieści babci i budziły w Tobie coś więcej niż nostalgia?
  • Czy masz w rodzinie kogoś, kto pamięta, skąd pochodzi każde zdjęcie w albumie?
  • Czy lubisz historie, w których smutek miesza się z czułością, a śmiech z melancholią?

Jeśli odpowiedziałeś choć raz „tak”, sięgnij po "Króla Warmii i Saturna". To nie tylko książka, ale i podróż do świata, który istnieje, dopóki o nim pamiętamy.

Na zakończenie przepis na pamięć

Joanna Wilengowska pokazuje nam, że pamięć to nie tylko archiwum wydarzeń. To codzienne gesty jak prasowanie chusteczki, parzenie kawy, czy rozmowa po swojemu. To wszystko, co składa się na bycie sobą wśród swoich.

A może i Ty masz w sobie trochę z „króla” lub „królowej” własnej krainy dzieciństwa? Jeśli tak spisz ją, opowiedz, nie pozwól jej zginąć.

A jeśli kiedyś wybierzesz się na Warmię uważaj. Może przywita Cię ktoś z „klepaczką” w dłoni, który zamiast "dzień dobry", powie: „A! Toś, zomiony!” Bo przecież w tej krainie wszystko jest możliwe nawet magia języka, którego już prawie nie ma.

Prześlij komentarz

0 Komentarze