Kiedy słyszymy o wojnie polsko-bolszewickiej, większość z nas automatycznie myśli o Bitwie Warszawskiej – tym spektakularnym zwycięstwie określanym mianem „Cudu nad Wisłą”. Ale czy wiecie, że w tym samym czasie na Mazurach, pod granicą z Prusami Wschodnimi, rozgrywały się dramatyczne – i dziś niemal zapomniane – wydarzenia?
Ten mniej znany epizod to dynamiczna mieszanka geopolityki, tajnych układów i... handlarzy koni. Dziś zabieram Was w podróż przez tamten czas – by odkryć, jak wojna z Rosją dotarła aż pod Ełk, Pisę i Prostki.
Neutralni, ale tylko z nazwy – niemiecka "gra w dwie strony"
W lipcu 1920 r., gdy Armia Czerwona w szybkim tempie zbliżała się do Warszawy, Niemcy ogłosiły swoją neutralność. Na pierwszy rzut oka: brzmi spokojnie. Ale jak mówi dr hab. Zbigniew Kudrzycki – historyk i lokalny badacz z Rozóg – rzeczywistość była zupełnie inna.
Niemcy nie chcieli wspierać Polski, nie akceptowali traktatu wersalskiego, a bolszewicy składali im doskonałą ofertę: wspólny front przeciwko Polsce i Francji, a w zamian – zwrot ziem utraconych po I wojnie światowej. Taka "ponadnarodowa umowa" była bardziej jak robienie interesów z diabłem.
A jak wyglądało to w praktyce? Polscy żołnierze, ścigani przez Armie Czerwoną, przekraczali granicę Prus Wschodnich – licząc na ratunek. Zamiast tego byli internowani w niemieckich obozach. Miejsca, które miały być bezpieczne, stały się tymczasowymi więzieniami.
Bolszewicy w gościnie u Niemców… i zakupy na wielką skalę
W tym samym czasie, radzieccy oficerowie nie tylko spokojnie przekraczali granicę – ale i robili interesy z Niemcami. W miejscowości Prostki odbyło się jedno z najbardziej zaskakujących spotkań: Armia Czerwona zamówiła tam 200 tysięcy par butów i 20 tysięcy rowerów. Łączna wartość? Około 30 milionów marek.
Brzmi jak fikcja? A jednak – umowy podpisano, a Niemcy mieli nadzieję, że w zamian odzyskają miasto Działdowo, które po plebiscycie trafiło do Polski. I rzeczywiście: 13 sierpnia 1920 r., tuż przed decydującą fazą wojny, Działdowo zostało przekazane z rąk bolszewików w ręce armii niemieckiej.
Czy to znaczy, że Niemcy faktycznie wspierali Rosję Sowiecką? Nie oficjalnie, ale na poziomie lokalnych działań – zdecydowanie tak.
Mazurska ucieczka: kiedy to bolszewicy szukali schronienia
Po 16 sierpnia 1920 r., kiedy Polacy przeszli do kontrofensywy i rozpoczęli odbijanie Warszawy, sytuacja na Mazurach odwróciła się o 180 stopni. Tym razem to bolszewicy w popłochu uciekali przez granicę do Prus Wschodnich.
Między Piszem, Nidzicą a Orzyszem ponad 50 tysięcy czerwonoarmistów znalazło się na niemieckiej ziemi. I znów – Niemcy ich internowali, ale też... leczyli i karmili. W Szczytnie działał szpital dla rannych bolszewików, a w Pasłęku czy Orzyszu powstawały obozy przejściowe.
Ciekawostka? Mazurscy chłopi kupowali konie od uciekających żołnierzy, czasem za przysłowiową złotówkę. Wojna wojną, ale biznes to biznes – jak mówi stare porzekadło.
Kawalerzysta z piekła rodem – kim był Gaj-Chan?
W opowieści o bolszewikach na Mazurach nie sposób pominąć jednej, naprawdę niezwykłej postaci: Hajka Byżiszkiana, znanego bardziej jako Gaj-Chan. Ormianin, dawny carskiej armii, który przeszedł przez turecką niewolę, by później zostać bohaterem Armii Czerwonej.
Jego 3. Korpus Kawalerii siał postrach na północy Mazowsza i Mazur. Niestety – działania jego oddziałów nie były tylko militarne. To pod jego dowództwem w okolicach Mławy i Chorzel doszło do rozstrzelania ponad 1000 polskich jeńców.
Po wojnie Gaj-Chan wrócił do życia cywilnego, został nawet profesorem. Ale historia zatoczyła koło – w 1937 r. zginął podczas czystek stalinowskich. Ironia losu? Jedna z wielu w XX wieku.
Ślady przeszłości, które wciąż można odnaleźć
Dzisiaj, spacerując po takich wsiach jak Prostki, Bogusze, czy Myszyniec, trudno uwierzyć, że właśnie tam historia rozgrywała się w najczystszej postaci. Brak wielkich pomników nie znaczy, że nie warto tych miejsc odwiedzić.
W lokalnych archiwach skrywają się prawdziwe skarby:
- Niemieckie meldunki o bolszewikach śpiewających "Międzynarodówkę" pod Ełkiem
- Relacje internowanych Polaków z obozu w Orzyszu
- Dokumenty handlowe – jak zamówienia butów i rowerów dla Czerwonej Armii
Dla miłośników historii takie miejsca to prawdziwa podróż w czasie. A jeśli interesuje Cię historia frontu północnego – Działdowo i okolice to obowiązkowy punkt wycieczki.
Nie tylko „Cud nad Wisłą” – Mazury też miały swój cud
Czy walki na Mazurach były równie spektakularne co Bitwa Warszawska? Może nie w sensie militarnym – nie było tu jednej decydującej bitwy. Ale właśnie tu rozgrywały się wydarzenia, które pokazują, jak skomplikowana była cała wojna z Rosją.
Za kulisami, w cieniu frontu, toczyła się polityczna gra między Niemcami a Sowietami. Zamiast wielkich zwycięstw, było mozolne odbijanie terenów, przeszukiwanie wiosek i walka z chaosem na pograniczu.
Podsumowanie: zapomniana lekcja historii z północno-wschodniej Polski
Wojna polsko-bolszewicka na Mazurach to:
- Odcinek wojny, o którym w podręcznikach mówi się niewiele
- Gra geopolityczna o wpływy i granice
- Tragiczne losy ludzi – zarówno bohaterów, jak i zwykłych cywilów
Może warto, przy okazji patriotycznych rocznic, pamiętać nie tylko o Warszawie i Piłsudskim, ale też o żołnierzach spod Prostek, o rolnikach, którzy rozmawiali z Czerwonoarmistami i niemieckich strażnikach, którzy – z różnych powodów – raz zamykali bramy, a raz je otwierali.
A Wy – słyszeliście wcześniej o tej historii? Jeśli tak, podzielcie się swoimi refleksjami w komentarzach. A może znacie jakieś lokalne legendy związane z tamtym czasem?
Źródło: Na podstawie wywiadu z dr. hab. Zbigniewem Kudrzyckim, opublikowanego w „Gazecie Olsztyńskiej”. Dziękujemy autorom i archiwistom za wgląd w niezwykłe dokumenty z regionu Mazur.
0 Komentarze