Ucieczka z Prus Wschodnich – historia Juliane Reister i jej książki


Wojna zmienia życie ludzi na zawsze. Dla niektórych to tylko lekcja w podręczniku historii, ale dla innych jak dla Juliane Reister to osobiste wspomnienia, które zostają z człowiekiem na całe życie. W swojej poruszającej książce „Mariellchen von der Rominter Heide” Juliane dzieli się historią swojej ucieczki z Prus Wschodnich jako mała dziewczynka. Po latach życia jako przewodniczka w Monachium postanowiła wrócić do rodzinnych wspomnień i nadać im głos. Jak wyglądała jej droga przez wojnę i co sprawiło, że postanowiła podzielić się nią ze światem?

Dzieciństwo, które zgasło zbyt szybko

Juliane Reister urodziła się w Rominter Heide, dzisiejszym obszarze przy granicy z Rosją. To tu, wśród lasów i dzikiej przyrody, spędziła swoje pierwsze lata życia. Jej ojciec, Paul Richard Barckhausen, był oddanym leśnikiem i wielbicielem sztuki. Niestety, zginął na froncie już na początku wojny, gdy Juliane miała zaledwie dwa lata. Jedyne, co po nim zostało, to zdjęcia i milczące wspomnienia.

W 1943 roku, gdy poszła pierwszy raz do szkoły, miała jedno marzenie nauczyć się czytać. Niestety, czas był bezlitosny. Po roku nauki rodzina musiała uciekać przed nadciągającą Armią Czerwoną. Czy wyobrażasz sobie, jak to jest zostawić cały swój świat za sobą? Dla Juliane był to początek trzyletniej wędrówki pełnej zimna, głodu i strachu.

Ucieczka z Prus Wschodnich oczami dziecka

Decyzja o ewakuacji zapadła bardzo późno dopiero pod koniec 1944 roku. Rodzina dołączyła do tysięcy innych osób, przemieszczających się wozami zaprzężonymi w konie w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca. Juliane, jako kilkuletnie dziecko, widziała w tym nawet coś z przygody. Ale prawdziwy obraz tamtych dni odsłoniła dopiero po latach, gdy odczytała dzienniki matki.

Heinke, matka Juliane, prowadziła zapiski pismem Sütterlina trudnym, niemal zapomnianym stylem pisania. Juliane poświęciła długie godziny na ich rozszyfrowanie. Zapiski opisywały noce w zimnych stodołach, głód tak silny, że dzieci płakały bez końca, i momenty zagrożenia życia, kiedy kolumna uciekinierów była ostrzelana. Matka pisała też o lękach i walce o ochronę dzieci za wszelką cenę. Ten intymny zapis stał się sercem jej książki.

Ciekawostka:

  • Rominter Heide była niegdyś ulubionym terenem łowieckim cesarza Wilhelma II.
  • Uciekinierzy masowo przemieszczali się przez zamarznięte laguny Bałtyku wiele takich kolumn ginęło pod lodem.

Nowe życie w Czarnym Lesie i pasja do historii

Po trzech ciężkich latach tułaczki, rodzina Reisterów trafiła na południe Niemiec, do Nordschwarzwaldu. Dla Juliane oznaczało to coś więcej niż tylko bezpieczeństwo mogła wrócić do szkoły. Zdobywanie wiedzy stało się dla niej sposobem na poradzenie sobie z przeszłością. Pasja do książek przerodziła się w zainteresowanie historią sztuki i wkrótce Juliane została studentką na uniwersytecie.

W 1975 roku przeprowadziła się z rodziną do Feldafing malowniczej miejscowości nad Jeziorem Starnberg. Tam rozpoczęła pracę jako przewodniczka turystyczna, specjalizując się w mniej oczywistych atrakcjach jak fontanny Monachium czy wyspa różana (Roseninsel). Trzeba przyznać, że mało kto potrafił tak pięknie opowiadać o historii miasta, jego wodotryskach i zapomnianych zakątkach.

„Mariellchen” książka, która mówi głosem trzech kobiet

Tytuł książki nie jest przypadkowy „Mariellchen” to zdrobnienie, którym matka nazywała małą Julianę. W nowej publikacji splatają się trzy wątki:

  • Wspomnienia dziecka, które nie rozumiało jeszcze grozy wojny,
  • Dziennik matki, będący kroniką ucieczki i ratowania dzieci,
  • Myśli dojrzałej kobiety, która dopiero później pojęła, ile ją to kosztowało emocjonalnie.

Jednym z najbardziej poruszających momentów książki jest powrót Juliane do Rominter Heide w 2001 roku. Odnalazła miejsce pochówku ojca i po raz pierwszy poczuła, że jej historia zatoczyła koło. „To była podróż potrzebna do zamknięcia rozdziału” wspomina w wywiadzie.

Od wojny do sztuki siła przetrwania

Jak Juliane mówi sama o sobie nie uważa się za ofiarę wojny. Ale nie ukrywa, że przeżycia z dzieciństwa miały wpływ na całe jej życie. Straciła ojca, dom i poczucie bezpieczeństwa. Jednak w zamian odkryła w sobie wyjątkową wrażliwość na ludzi, historię i sztukę.

Po kilkudziesięciu latach pracy przewodnika, Juliane dziś żyje spokojnie w Feldafing. Ze względu na stan zdrowia już nie prowadzi wycieczek, ale jak żartuje: „Mam dwie nowe asystentki moje kijki do nordic walking”. Jej największym skarbem jest rodzina syn, synowa i ukochany wnuk Paul, który pomógł jej w redakcji książki.

Dlaczego ta historia tak bardzo porusza?

Bo pokazuje, że za każdą opowieścią o wojnie stoi człowiek. Juliane Reister nie jest politykiem, generałem ani przywódcą jest zwykłą kobietą, która jako dziecko musiała opuścić wszystko. Takie historie są cenne, bo:

  • Przypominają o ludzkim wymiarze konfliktów.
  • Uczą empatii i zrozumienia dla uchodźców i ofiar wojen.
  • Pokazują, jak trauma może przerodzić się w siłę i pasję.

Juliane nie opowiada swojej historii, by wzbudzać współczucie. Robi to z nadzieją, że jej książka zainspiruje innych do refleksji. „Historia często się powtarza. Tylko ucząc się z przeszłości, możemy zmienić przyszłość” mówi z przekonaniem.

Podsumowanie pamięć, która trwa

„Mariellchen von der Rominter Heide” to nie tylko książka to pomost między pokoleniami. To głos matki, który przez dziesiątki lat pozostawał zapisany w starym zeszycie. To wspomnienie dziecka, które przeszło przez piekło wojny. I to refleksja kobiety, która z tej historii uczyniła swoje dziedzictwo.

Juliane Reister jest nie tylko autorką i przewodniczką jest także strażniczką pamięci. Dzięki takim ludziom historie, które mogłyby zostać zapomniane, żyją dalej i pokazują nam, że za datami i wydarzeniami z podręczników stoi więcej serca, emocje i prawda.


Masz w rodzinie własną historię ucieczki z Prus Wschodnich lub wspomnienia z zakończenia wojny? Podziel się nimi w komentarzach każda historia jest ważna i zasługuje, by ją usłyszeć.

Prześlij komentarz

0 Komentarze