Jeżeli kiedykolwiek marzyłeś o podróży w przeszłość, o miejscu, w którym czas się zatrzymał, a każda stara chałupa i polna droga szepce zapomniane historie, Jeśli tak było, to dokument "Die Gilge Flussfahrt in Ostpreußen" autorstwa Volkera Koeppa może być dla Ciebie oknem do świata, o którym mało kto dziś pamięta. Ten film to coś więcej niż tylko zapis podróży to poetycka opowieść o ludziach, krajobrazach i historii, której zakręty uformowały współczesne granice.
Kim to jest Volker Koepp?
Volker Koepp to nie jest zwykły reżyser. To dokumentalista z krwi i kości, który od dekad eksploruje zakamarki Europy Wschodniej z małą kamerą i wielką wrażliwością. Jego filmy nie krzyczą one szepczą. Pokazują życie takim, jakie jest: ciche, trudne, ale pełne pamięci i uroku. Koepp nie lubi dramatyzować. Zamiast tego wybiera opowieść snutą przez ludzi, których spotyka po drodze.
W swoim najnowszym filmie prowadzi widza do miejsca wyjątkowego delty Niemna, a dokładniej nad rzekę Gilge, dziś znaną jako Matrossowka. To tam, gdzie kończyły się Prusy Wschodnie, a zaczynała sowiecka przyszłość.
Rzeka Gilge szlak, który stał się granicą
Czy wiesz, że jeszcze sto lat temu rzeka Gilge była tętniącym życiem szlakiem wodnym Venedów, Prusów i później Niemców? Przewożono nią drewno, zboże, a czasem i bursztyn. Rzeka przecinała dzikie bagna i łączyła wioski, w których rozbrzmiewały różne języki: niemiecki, litewski, rosyjski.
Dziś ten region leżący w obwodzie kaliningradzkim wygląda zupełnie inaczej. Niegdyś starannie pielęgnowane tereny drenowane przez niemieckich inżynierów, teraz zarastają chwastami. Kanały, które kiedyś pełniły funkcję systemu nawadniającego, popadają w ruinę. Ale piękno pozostało. Film Koeppa to dowód na to, że nawet zapomniane miejsca mają swoją duszę.
Kim są mieszkańcy dawnych Ostpreußen?
To właśnie ludzie są sercem tego dokumentu. Spotykamy ich nie z pozycji turysty, ale jako rozmówców przy kuchennym stole. Ich historie są prawdziwe i poruszające.
- Anatolij rolnik spod Irkucka, który po upadku ZSRR zamieszkał w poniemieckiej chacie. Odbudował ją cegła po cegle. „Nie wiem, kto tu mieszkał przed nami, ale chciałbym znać jego historię” mówi.
- Anastazja sędziwa kobieta, która pamięta Niemców jako sąsiadów, a nie wrogów. Wspomina, jak uczyli ją uprawiać ziemię i kopać rowy melioracyjne.
- Lena Sokołowa prowadzi „Café Ehrlich”, miejsce, które pełni rolę społecznego serca miejscowości. To tutaj pije się kawę po niemiecku, rozmawia po rosyjsku i śni po ludzku.
To w tych prostych opowieściach tkwi siła filmu. Pomimo trudnej historii, nie ma tu złości. Jest tęsknota nie za konkretnym państwem, ale za lepszymi czasami, za drogą bez dziur i szkołą w wiosce, która już dawno nie istnieje.
Historia, przyroda i paradoksy
Jednym z najmocniejszych momentów filmu są obrazy kontrastów. Kamera pokazuje zburzony pomnik Stalina i ruiny XVII-wiecznego kościoła, w którym wciąż odprawia się msze. Obrazki te mówią więcej niż słowa. Przypominają, że historia to nie tylko podręczniki, ale coś, co żyje tu i teraz i rzadko układa się w czarno-białe ramy.
Co ciekawe, u ujścia Gilge znajduje się Mierzeja Kurońska wpisana na listę UNESCO. To jedno z najwęższych pasm lądu oddzielających Zalew Kuroński od Bałtyku. Wystarczy kilka kroków, by z plaży dojść do lasu wydmowego.
Czy to także opowieść o ekologii?
Zdecydowanie tak. Film Volkera Koeppa pokazuje, jak zmiana władzy i zaniedbanie może doprowadzić do ekologicznej katastrofy. Niemieckie systemy odwodnień i kanałów nie są konserwowane. Pola, które kiedyś rodziły zboże, zamieniają się w mokradła.
To przestroga, która mówi wyraźnie: bez pamięci nie ma przyszłości. Ziemia także potrzebuje opieki bez względu na to, kto akurat rządzi.
Ciekawostki, które warto znać
- W wodach Gilge wciąż znajdują się niemieckie monety z czasów kajzera Wilhelma. Rybacy traktują je jak talizmany.
- Podczas II wojny światowej działała tu fabryka bursztynu. Dziś lokalni mieszkańcy nielegalnie wydobywają "złoto Bałtyku".
- W starych piwnicach można jeszcze znaleźć etykiety po piwie z napisem "Königsbergisch".
Jak najlepiej obejrzeć dokument?
Zanim włączysz film, spróbuj stworzyć klimat. Oto kilka podpowiedzi:
- Znajdź w internecie przedwojenną mapę Prus Wschodnich. Spróbuj odnaleźć Gilge i popatrz, jak zmieniały się granice.
- Zaparz mocną herbatę, po rosyjsku. Albo może spróbuj "kotleta po królewiecku", czyli mielonego z sosem kaparowym.
- Sięgnij po poezję Johannesa Bobrowskiego. Pisał o tej krainie, o "dębach i jeziorach", z ogromną czułością.
Dla kogo jest ten film?
Nie musisz być historykiem, by docenić "Die Gilge". Wystarczy, że lubisz opowieści o miejscach, które nie trafiły do przewodników. Jeśli zachwyca Cię dźwięk trzcin chwiejących się na wietrze albo uśmiech starszej kobiety opowiadającej o przeszłości ten film jest dla Ciebie.
Co ciekawe, chociaż obwód kaliningradzki jest obecnie trudno dostępny, podobny klimat możesz odnaleźć w Polsce. Na przykład w Kątach Rybackich, na Mierzei Wiślanej. Wystarczy zamknąć oczy i posłuchać wiatru. Dźwięki są bardzo podobne.
Dlaczego warto obejrzeć ten film?
Ten dokument to więcej niż film. To emocjonalna podróż przez historię Europy, gdzie losy ludzi, rzek i drzew splatają się w jedną opowieść. Volker Koepp przypomina, że za każdą mapą kryją się ludzie, a za każdą ruiną pamięć.
Więc jeśli chcesz na chwilę zatrzymać czas, zapomnieć o szybkich newsach i wsłuchać się w opowieść rzeki polecam Ci "Die Gilge Flussfahrt in Ostpreußen". Może nie znajdziesz tam spektakularnych zwrotów akcji, ale za to odnajdziesz ciszę, głębię i coś, co trudno nazwać prawdziwą historię miejsc i ludzi.
Jak myślisz ile zapomnianych rzek czeka jeszcze na swoją opowieść?
0 Komentarze